czwartek, 23 kwietnia 2020

Sapiens. A Brief History of Humankind



Ogólnie rzecz biorąc, tą książkę czytało się z łatwością, napisana ona jest językiem przejrzystym i zrozumiałym dla nawet niekompetentnych w dziedzinie historii. Ona wydaje się aktualna i trafna, sprawia, że włączasz mózg, a nie wymawiasz hasła. Zawiera wiele interesujących faktów, pomysłów oraz hipotez. Szczególnie interesujące jest przeczytanie początku, później jest już mniej ciekawa, ale tylko momentami. Jest coś do omówienia. To oznacza, że Sapiens jest książką całkiem dopuszczalną. Ale nie dla wszystkich. Dla tych, którzy na przykład nigdy nie czytali innych źródeł historycznych lub chcieliby po prostu zapoznać się z ogólnymi informacjami, taka książka jest pułapką. Książka została napisana solidnie i dość interesująco, ale jest kilka momentów, z którymi na pewno można się nie zgodzić.
Autor książki - Yuval Noah Harari - jest historykiem, doktorem Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. I moim subiektywnym zdaniem historycy powinni obejmować całą historię ludzkości, cały świat, niezależnie od tego, gdzie się urodzili. Planeta jest duża, a książka głównie dotyczy tylko kultury zachodniej i jej rozwoju, istnieje zachodni pryzmat historyczny, co jest nie do przyjęcia dla historyka. Gdzie jest Wschód? Gdzie są Chiny? Czują się zły stosunek do historii Rosji i ZSRR, którą autor po prostu sprowadza do cytowania znanego pisarza Aleksandra Sołżenicyna.
Harari tak naprawdę nie przejmuje się dopasowywaniem faktów. Bardzo często wylewa błędne informacje i surowe osądy, a kilka naprawdę interesujących danych pogrąża się w morzu błędów i dlatego też wydaje się, że są wymysłem autora. Tak więc jego zdaniem „w 1860 r. większość amerykanów doszła do wniosku, że czarni są również ludźmi i powinni być wolni” - to dotyczy wyboru Lincolna. W rzeczywistości „wielki Abe” był prezydentem mniejszości - głosowało na niego tylko 40 procent wyborców, wygrał, ponieważ głosy rywali były podzielone. Jednocześnie Lincoln nigdy nie uważał czarnoskórych za „ludzi”, ponieważ był zagorzałym rasistą. Uwalniając czarnych ludzi do strajku na południu, zawsze uważał, że afrykanie powinni zostać przesiedleni na “Czarny Kontynent”.
Autor podkreśla, że wszystkie różnice między rasami, religiami, płcią są fikcyjne i względne. Wyjątek stanowią nacje - oczywiście one również są wymyślone, ale udowodnić, że nie ma dystansu kulturowego między szwedem a somalijczykiem, po prostu niemożliwe. Więc wydaje się, że Harari po prostu nie chce tego zauważać.
Autor przeskakuje nierównomiernie z jednego końca linii historycznej na drugi, i takich niedoskonałości w książce jest wystarczająco. Mam wrażenie, że autor kierował się sprzedażą książek na Zachodzie i nic dziwnego, że książka stała się bestsellerem, ponieważ opisuje to, co „chcą usłyszeć”. Ale jest to nie do przyjęcia dla tych, którzy chcą zrozumieć historię i pochodzenie życia na Ziemi i wypracować własny punkt widzenia na temat „jak to naprawdę było”.
Podsumowując wydaje mi się, że autor nie potrafił w pełnej mierze przetworzyć całej informacji, na którą on się nakierowywał na samym początku, więc nazwa książki "Krótka historia ludzkości" nie jest adekwatna do treści.



Autor: Wiktor Pstyga

wtorek, 14 kwietnia 2020

Komunikacja Naukowa w czasach pandemii


Przemyślenia dotyczące edukacji zdalnej.


Temat pracy i wiele pytań do niego zadanych rodzi jeszcze więcej refleksji jak na nie odpowiedzieć i jakie objąć stanowisko w całym tym obecnym chaosie, w którym przyszło nam funkcjonować. Chaos nie tylko tutaj odnosi się do nieładu organizacyjnego edukacji, która wręcz musiała przeżyć ogromną rewolucję, żeby w jakiś sposób nadal funkcjonować, ale również do przyzwyczajeń i zachowań ludzkich, które były utartymi schematami, pewnego rodzaju rutyną. Nowa rzeczywistość do której zostaliśmy obligatoryjnie powołani stwarza wiele możliwości. Trzeba na nią patrzeć nie tylko przez pryzmat  strat, w „normalnym” funkcjonowaniu, ale również jako na rozwój i otwarcie dotychczas rzadko przecieranych szlaków.

Niestandardowe warunki posuwają nas do wykorzystywania niestandardowych rozwiązań. Idąc tym tropem, zawieszenie stacjonarnej dydaktyki zmusiło nas do wykorzystania możliwości niestacjonarnych, czyli zdalnych, sieciowych metod pozyskiwania wiedzy. Ważne by o tym wspomnieć, że pomimo zmiany nawyków i metod, to cel przyświeca nadal ten sam. Chęć rozwoju i pozyskiwania wiedzy jest niepowstrzymana, dlatego też zmuszeni jesteśmy do dostosowania się do obecnych realiów.

Od razu nasuwa się to pytanie, ale jak to zrobić? Jak to się ma do interpersonalnych relacji, nie tylko na podłożu student – wykładowca, ale również student – student jak i wykładowca – wykładowca?

Nie chce mi się wierzyć, że ograniczenie czynnika bezpośredniej ludzkiej interakcji między sobą (na żywo) zmienia sytuacje tylko na gorszą. Odnoszę wrażenie, że ciążąca nad nami wszystkimi, nie zależnie od tytułu, sytuacja pandemii jednoczy jednak trochę ludzi. Mówiąc to, mam w głowie wspomnienia dawne, ale również z minionego tygodnia, gdzie widzimy, my studenci, swoich profesorów w innej odsłonie. W swoich pieleszach, w swoim zaciszu, ze swoimi zwierzętami. Automatycznie następuję osłabienie czynnika poziomującego, bariery pozorów, która na co dzień była obecna. Uczniowskie podejście z wcześniejszych etapów edukacji, że „nauczyciel to nie człowiek”, w ogóle traci tutaj swoje znaczenie i nie jest adekwatne w żadnym stopniu.

Jak więc wygląda proces uczenia się, nauki, komunikacji na różnym poziomie?

Z samych załączonych linków na platformie można wywnioskować, tylko jedno. Możliwości są i to wielkie, a jak wiemy, otchłań Internetu skrywa ich jeszcze więcej. Ogrom informacji, kursów, dzieł, platform, repozytoriów, zbiorów danych, możliwości studiowania Online dosłownie zalewa nas. Tylko od nas zależy, czy damy się utopić w jego falach, czy wręcz przeciwnie popłynąć z nurtem. Z własnego doświadczenia wiem i znam wiele programów pozwalających przenieść nauczanie do sieci. Mógłbym tu wymieniać, wszystkie platformy streamingowe typu: Twitch; serwisy wirtualnych klas bądź komunikatorów głosowych np.: Google classroom, kampusCOME, Webinarium, Discord, Teamspeak, Moodle, ClassDojo. Jednakże bez sensu się rozwodzić nad ich ilością, a przejść do ich jakości i wykorzystania w praktyce. Jak można się spodziewać komunikacja na poziomie studentów, jest nieustannie na dobrym poziomie niezachwiana. Niemoc komunikacji w rzeczywistości, nasiliła tylko, bądź można połasić się o sformułowanie „przeniosła, się” na wirtualne kanały. Środki które dotychczas były tylko wykorzystywane w celach rekreacyjnych (mam na myśli komunikatory głosowe) obecnie służą jako idealne narzędzie wykorzystywane do konsultacji zadań, czy treści projektów. Na poziomie zaś student – wykładowca odnoszę wrażenie, że wykładowcy stali się bardziej dla nas „dostępni”. Obie strony zdają sobie sprawę, że obecnie jest to jedyny kanał informacji między nami i prosperuje on znacznie sprawniej niż normalnie to miało miejsce. Materiały do nauki, do rozwijania swoich zainteresowań i dla czystej przyjemności posiadania wiedzy stały się teraz bardziej dostępne. Otworzenie wielkich zasobów bibliotek zagranicznych, spektakularnych kolekcji zbiorów dotychczas mniej dostępnych, tylko pomaga w procesie kształcenia się, ponieważ nie występuję już bariera geograficzna. Treści nie są już powiązane z miejscem, gdyż możemy mieć do nich dostęp z poziomu swojego komputera, w swoim pokoju.

Na koniec chciałbym tylko dodać kilka moich przemyśleń, dotyczących niekorzystnych aspektów z którymi musimy się zmierzyć. Poczynając od najbardziej przyziemnych, warto pomyśleć o ujednoliceniu narzędzi z których my – jako studenci, oraz Państwo jako – wykładowcy musimy wspólnie korzystać. Wiem, że dowolność w wyborze środków jest czymś wspaniałym, jednakże rozbijanie się na prace za pośrednictwem wielu platform nie jest niczym korzystnym. Człowiek z natury jest leniwy, więc myśląc tym tropem, warto by było mieć wszystko w jednym miejscu, nawet tylko dla czystej spójności.

Kolejnym aspektem już bardziej ogólnym jest prostota i wiarygodność informacji jaką się dostaje. W szumie medialnym łatwo zwariować. Rzetelne treści stają się jedynie ułamkiem wszystkich które do nas dochodzą. Cennym czynnikiem jest prawda i spokój o który obecnie tak trudno. Zabiega się, żeby nie panikować, jednakże nie wszyscy są z jednakowej gliny ulepieni i każdy na swój idiosynkratyczny sposób inaczej odbiera to co się wokół niego dzieje. Elementem który można by było tu ulepszyć jest podjęcie działań mających przeciwdziałanie dezinformacji jak i również szerzenia prawdy w społeczeństwie akademickim przez odpowiednie autorytety.

Ostatnim elementem o którym krótko wspomnę jest ogólny postęp, modernizacja i podjęcie nowych inicjatyw dla młodych, którzy zostali chcąc nie chcąc zamknięci w domach. Super jest odpowiedź Ministerstwa Cyfryzacji w ramach akcji „Grarantanna”, kursy Politechniki pozwalające zdobyć punkty ECTS i jednocześnie nauczyć się czegoś nowego (w tym wypadku programowania) jednakże to tylko kropla w morzu potrzeb.

Mam szczerą nadzieję, że postęp w skali edukacji zdalnej nie zostanie zagrzebany, gdy wszystko wróci do swojej normy. Co do czasu kiedy to nastąpi pozostaje mi tylko wierzyć, że będzie to rychlej niż cały świat zakłada.
Mateusz Kozłowski

Komunikacja naukowa - raport



Zawieszenie dydaktyki stacjonarnej nie musi oznaczać, że prowadzenie zajęć naukowych będzie mniej efektywne niż zazwyczaj. Gdy myślimy o komunikacji naukowej rzadko nasuwa nam się na myśl nauka przez Internet. Wyrażenie to kojarzy nam się zazwyczaj z bezpośrednią rozmową, prywatną czy też publiczną, na tematy związane z przekazywaniem wiedzy. Uważam, że o komunikacji naukowej również powinno się myśleć w kategorii rozmowy/kursu internetowego, a najlepszym przykładem na to jest zaistniała obecnie sytuacja epidemiologiczna. Gdyby nie Internet, jakikolwiek rodzaj przekazywania wiedzy musiałby zostać zawieszony, a semestr akademicki wydłużony.
Myślę, że obecna sytuacja pozwoli nam nie tylko docenić, jak wielkim dobrem jest Internet i jak wiele możliwości nam daje, ale również zmieni znacząco punkt widzenia na pracę zdalną. Mam głęboką nadzieję, że jedną z wielu lekcji jakie wyciągniemy gdy obecna sytuacja się skończy, będzie zrozumienie, że praca zdalna może być równie efektywna jak stacjonarna. Uważam nawet, że niektóre zajęcia właśnie w formie zdalnej, bardziej zachęciły mnie do rozszerzania mojej wiedzy, zmuszając do samodzielnej pracy i wyszukiwania informacji. Z drugiej jednak strony wiem, że efektywność tego typu zajęć zależy w dużej mierze od ich tematu i formy. Niektóre z nich wymagają otwartej konwersacji na forum i pod tym względem uważam zajęcia stacjonarne za niezastąpione.
Jeśli chodzi o relację wykładowca-student myślę, że w formie zdalnej jest ona niestety nieco zaburzona. Wykładowca zazwyczaj nie widzi reakcji słuchaczy, przez co prowadzenie tego typu zajęć musi być mniej przyjemne.
Myślę, że nie ma zbyt wielu negatywnych aspektów e-learningu. Gdybym jednak miała wymienić kilka z nich, na pewno sporą trudnością może okazać się obsługiwanie narzędzi technologicznych, gdyż wielu ludzi (w Polsce i nie tylko) jest nadal wykluczonych cyfrowo. Kolejnym negatywnym aspektem zajęć zdalnych jest fakt, iż efektywność pracy w bardzo dużym stopniu zależy od nas samych. Jako, że nikt nie kontroluje tego co w danym momencie robimy, dużo łatwiej jest się rozproszyć i zająć sprawami niezwiązanymi z nauką. Aby przeciwdziałać tego typu zjawiskom myślę, że po pierwsze należy zmiejszać przepaść technologiczą między pokoleniami poprzez kursy internetowe, a także poprzez uświadamianie społeczeństwu jak ogromnym dobrem jest Internet i jak wiele możliwości nam oferuje. Jeśli chodzi o brak skupienia podczas zajęć, wykładowcy mogliby wymagać włączania kamery, co na pewno zdyscyplinowałoby słuchaczy.
Uważam, że narzędzi do prowadzenia komunikacji naukowej jest bardzo wiele. Jako najczęściej wykorzystywane wymieniłabym: Skype, ClickMeeting, GoogleHangouts, GoogleMeets, Webinar, COME czy Facetime. W ostatnim czasie miałam przyjemność korzystania z wszystkich wymienionych i uważam, że świetnie sprawdzają się w roli komunikatorów naukowych (przeprowadzenie kartkówki przez Gmaila również okazało się możliwe).
Jak wynika z powyższych rozważań, uważam, że komunikacja naukowa jest jak najbardziej możliwa również w nowoczesnej, zdalnej formie. Wierzę, że efektywność pracy stacjonarnej i zdalnej jest na bardzo podobnym poziomie, a „zdalna komunikacja naukowa” zmniejsza dystans między uczniem a nauczycielem.


Magda Żukowska

Student - Wykładowca, przemyślenia na temat nauczania zdalnego

  W obecnej, tak niecodziennej sytuacji można dostrzec największą zaletę współczesnego świata; powszechna cyfryzacja daje możliwość kontynuacji zajęć, przeważnie formie mało odbiegającej od ich stacjonarnych wersji. Oczywiście co profesor to inne narzędzie realizacji dotychczasowych założeń, które można podzielić na dwa typy:
wideokonferencja 
  • Google meet
  • Skype
mniej lub bardziej zaawansowanego forum
  • Google classroom
  • Come kampus
Wideokonferencja według moich dotychczasowych doświadczeń najlepiej oddaje charakter normalnych zajęć, szczególnie że powszechnie używane narzędzia pozwalają na udostępnienie ekranu np. prezentacji, która zazwyczaj wspomaga prowadzony wykład.

  Jednakże istnieją przedmioty, które bazują na pojedynczych zadaniach, gdzie nie jest wymagana ciągła interakcja z wykładowcą. Dla takich przypadków dobrym narzędziem są platformy umożliwiające udostępnianie zadań, wraz z prostymi edytorami ich tworzenia. 
Najbardziej powszechnym jest Google Classroom gdzie istnieje możliwości przypisania zadania do konkretnych studentów, egzekwowanie terminów, oceny w tym dodawania komentarzy (szczególnie przydatne w ocenie dokumentów tekstowych). Natomiast sami uczniowie mają możliwość oddania pracy i podstawowej komunikacji tekstowej z profesorem, a i nawet publikacji własnych materiałów. Ogólnie dobrze on współgra z “meet”  i innymi aplikacjami Googla.

  Abstrahując od narzędzi i ich funkcji, istnieją dwa poważne problemy:
  • zaangażowania, które jest zdecydowanie mniejszy gdy sala wykładowa została zamieniona na pokój studenta
  • przeprowadzenie zajęć na kierunkach gdzie ćwiczenia wykraczają poza myszkę i klawiaturę, na przykład kierunki medyczne
Pierwszy jest kwestią indywidualną studenta czy wykładowcy, ale drugi stwarza problem w tym momencie niemożliwy do rozwiązania bez ingerencji w terminarz, co stworzy kolejne komplikacje wychodzące daleko poza sferę akademicką.

Stanisław Doda

środa, 8 kwietnia 2020

Sfejsowani. Jak media społecznościowe wpływają na nasze życie, emocje i relacje z innymi.


Nie sposób wyobrazić sobie dzisiejszą rzeczywistość bez Internetu. W zasadzie strach pomyśleć, co by się stało, gdyby zniknęły media, portale społecznościowe, wszelkie komunikatory i calutka technologia. Chociaż ciężko sobie to wyobrazić i być może często nie dopuszczamy do siebie tej myśli, ale nasz świat prawdopodobnie zamarł by w bezruchu i nie potrafił funkcjonować dalej. Na co dzień być może nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale nasze działania w 90% skupiają się w przestrzeni internetowej. Możliwe, że jesteśmy tak bardzo przyzwyczajeni do tego tak przesyconego technologią stylu życia, że nasze myśli w tym zakresie znajdują się poza progiem naszej świadomości. Nasza rzeczywistość jest tak samo fascynująca, co przerażająca – doskonale ukazuje to książka autorstwa Suzany Flores pt. „Sfejsowani”.
Autorka przedstawia zawiłości (nie tylko najbardziej znanego portalu, który ostatnim czasem jednak chwilami zamiera) przestrzeni, w której dzisiaj porusza się każdy z nas. To może wydawać się dość banalne, bo przecież wszyscy wiemy, jak działają media i  jak poruszać się na portalach społecznościowych, ale mało kto zastanawia się nad tematem głębiej. Jeżeli podejdzie się do sprawy całkowicie na chłodno, to dochodzi się do wniosków, że w zasadzie wszystkie płaszczyzny naszego życia w jakiś sposób są obecne w Internecie – w mniejszym albo w większym stopniu. To może być niewyobrażalne, ale z pomocą mediów społecznościowych ludzie potrafią wchodzić w związki. To tylko jeden z wielu przykładów, które obrazują, jak cienka jest granica pomiędzy światem rzeczywistym, a internetowym.

Pomimo tego, że media społecznościowe mogą być dla nas polem do wyrażania własnej ekspresji, wymiany informacji, nowych sposobów organizacji i komunikowania się, to mają też swoją ciemną stronę. Czytając książkę można odnieść wrażenie, że autorka w pewien sposób ukazuje „społeczeństwo zombie”, moralnie martwe i kompletnie zdemolowane emocjonalnie. Prezentowane przez Flores przykłady stanowią już solidne podłoże dla patologii, emocjonalnych szantaży i skrajnych przypadków uzależnienia, ale bardzo łatwo można zdać sobie sprawę ze skali problemu, który pisarka stara się nakreślić. Tutaj chodzi o najzwyklejsze, codzienne przeglądanie Internetu. Chodzi o to, jaki wpływ na nasze postrzegania świata, drugiego człowieka, a przede wszystkim samych siebie ma cyberprzestrzeń. Wpędzamy samych siebie w kłamstwa, zapadamy na cywilizacyjne choroby, robimy z siebie kogoś, kim nie jesteśmy i zatracamy poczucie własnej wartości. Dla „lajków” jesteśmy w stanie zrobić wszystko, bo to przecież one stały się wyznacznikiem tego, kim jesteśmy. Już dawno przestało chodzić o to, jakimi jesteśmy ludźmi, jakie wartości niesiemy przez życie, co i kto jest nam bliskie.

Te wszystkie sytuacje, na które autorka rzuca światło dzienne, w większości dotyczą młodego pokolenia. Młodzi dorośli, nastolatkowie, a nawet już dzieci, nie wyobrażają sobie świata bez dostępu do Internetu, a ich chłonne umysły przyjmują wszystko, często niestety w sposób kompletnie bezkrytyczny.

Flores w swojej książce ukazuje pewne antagonizmy, wyciąga na światło dzienne absurdy i w pewnym sensie obnaża każdego z nas. Obnaża z tych chwilami żenujących zachowań, których większość z nas się podejmuje. Uświadamia nam, że nasza prywatność w Internecie nie tyle cierpi, co całkowicie zanika.

Wiktoria Mielczarek


Korzystanie z mediów społecznościowych jako praktyka społeczne różnych pokoleń medialnych

Praca zbiorowa „Korzystanie z mediów społecznościowych jako praktyka społeczne różnych pokoleń medialnych” jest to publikacja powstała w Laboratorium badań medioznawczych Wydziału Dziennikarstwa Informacji i Bibliologi Uniwersytetu Warszawskiego opisując w sposób przekrojowy przedstawia stan współczesny mediów społecznościowych i ich użytkowników. Publikacja ta jest prezentacją wyników projektu badawczego prowadzonego przez naukowców Uniwersytetu Warszawskiego w 2017 roku. Książka składa się z opisu metodologi badań, charakterystyki opisywanych platform social mediów (Facebook, Snapchat) opisu polskich użytkowników Snapchata i Facebooka. Opisywane badania dzielą się na fokusowe i oklugraficzne. Sięgając do pozycji naukowych dotyczących social mediów, często można spotkać się z pewnego rodzaju „odrealnieniem” publikacji od stanu faktycznego świata internetu, które zmienia się dość szybko i wiedza zawarta w takach publikacjach ulega dezaktualizacji. Na szczęście w przypadku opisywanej publikacji sytuacja wygląda inaczej, środowisko użytkowników Facebooka, jak i Snpachata (również funkcjonowanie tych serwisów) opisane jest tu w kompleksowy i rzetelny sposób odnoszący się do najważniejszych zagadnień tematu. Publikacja napisana jest w sposób odpowiednia zarówna dla laika, jak osoby, które interesuje się zagadnieniami social mediów. Publikacja jest dobrym materiałem wyjściowym również na potrzeby komercyjne dla firmy, której działalność np. reklamową.
Celem książki, jest opisanie w sposób naukowy i najpełniejszy zagadnień związanych social mediami Polsce.
Czy autorom książki udało się tego dokonać? Moim zdaniem tak i mimo tego, że książka wydana została w 2018 roku, nadal utrzymuje swoją aktualność.
Publikacja napisana jest przystępnym i zrozumiałem językiem co stanowi niewątpliwą zaletę, zwiększając grupę jej potencjalnych odbiorców.
Czego dowiemy się czytając tą pozycję? Kim jest polski użytkownik Facebooka i Snapchata jak korzysta z tych witryn/aplikacji oraz, jak funkcjonują opisywane wyżej social media.
Czego nie dowiemy się czytając tą pozycję? Pozycja ta nie jest użyteczna dla osób chcących znaleźć informację na temat tego, jak tworzyć materiały w social mediach (konkretnie na znajdziemy tam praktycznych porad) jest to bardziej przegląd poglądowy zagadnień socjologizowano medialnych.

Książkę tą polecam każdemu poszukującemu merytorycznych informacji i danych statystycznych na temat funkcjonowania social mediów w Polsce.
Budowa opisywanej publikacji pozwala na sprawne odlezienie szukanego zagadnienia bądź fragmentu, co jest bez wątpienia plusem publikacji i ułatwia stosowanie jej jako materiał pomocniczy przy innych badaniach.


Patryk Luboiński

What if? A co gdyby? - Naukowe odpowiedzi na absurdalne i hipotetyczne pytania





Ile klocków LEGO potrzeba do zbudowania mostu pomiędzy Londynem a Nowym Jorkiem? Czy możliwe byłoby mieszkanie na supermasywnej asteroidzie tak jak w „Małym Księciu”? Jak dużą moc może wygenerować Yoda? Czy możliwe jest zagotowanie wody w szklance, tylko ją mieszając? Na te i wiele innych postawionych pytań, odpowiada (a przynajmniej próbuje) Randall Monroe, w swojej książce pt. „What if? A co gdyby? - Naukowe odpowiedzi na absurdalne i hipotetyczne pytania”. Skąd takie, a nie inne pytania i kim właściwie jest autor książki?

Randall Monroe pochodzi ze Stanów Zjednoczonych i aktualnie jest rysownikiem komiksów. W trakcie i po skończonych studiach inżynierskich pracował dla NASA, jako programista kontraktowy oraz robotyk. Nieprzedłużona umowa w 2006 roku sprawił, że zajmował się od tamtej pory tylko swoim komiksem internetowym - xkcd. Oprócz wstawiania rysunków o cechach, jak to określa autor, romansu, sarkazmu, matematyki i języka, prowadzi on bloga „What if?”, gdzie próbuje odpowiadać na surrealistyczne zapytania wysłane przez czytelników. To właśnie stamtąd pochodzą pytania umieszczone w wydanej książce.

Po wstępnych opisach, jak i pracy autora w NASA, głównie spodziewałem się odpowiedzi na pytania z dziedziny fizyki. Nic bardziej mylnego. Randall Monroe podejmuje również tematy biologii, geografii czy socjologii. Swoje wywody uzasadnia prowadzonymi przez siebie obliczeniami, obserwacjami, publikacjami naukowymi, źródłami danych prowadzonych przez instytucje rządowe oraz bezpośrednią współpracą z doktorami i profesorami z danej dyscypliny. Wszystko oprawione we własnoręcznie wykonane ilustracje, czasami użytych w celach zobrazowania zjawiska, a niekiedy wykorzystanych do wprowadzenia ironicznego humoru.

Książka podzielona jest na sekcje, w których osobno omawiane jest pytanie z ewentualnym rozwinięciem o kolejne podsekcje. Charakter każdej jest dość zbieżny: autor przywołuje zawiłość oraz udziela krótkiej odpowiedzi lub dołącza do niej własny komentarz; przedstawia fakty, opisuje zjawisko lub prezentuje dane; zaczyna wyjaśnianie oraz wykonuje obliczenia do postawionego problemu; kończy wynik anegdotą. Mimo przytoczonego schematu, każdy rozdział jest na swój sposób wyjątkowy. Pomijając odróżnianie się obrazkami, indywidualnie przygotowanych do poszczególnych działów, Monroe do zaprezentowania istoty DNA, stosuje szablon statystyk z prekursora gier RPG - „Dungeons & Dragons”, za jednostkę wysokości rzutu uznaje żyrafę albo nawiązuje do filmów science-fiction bądź fantasy, takich jak Gwiezdne Wojny czy Władca Pierścieni. Oprócz tego, do każdego (nawet najdziwniejszego) postawionego pytania, nie tylko tworzone są analizy pod kątem jednej odpowiedzi, ale brane pod uwagę są wszystkie możliwe scenariusze - do hipotetycznych pytań dołączane są prawdopodobne zdarzenia, a do nich kolejne teoretyczne rachunki oraz odpowiedzi. Poza tym, co kilka sekcji stosowany jest przerywnik, w którym przedstawiane są „niepokojące” pytania, na które odpowiedzią są same rysunki w charakterze drwiny.

Publikacja, w swojej unikatowej formie jest przyjemna w czytaniu. Humor zawarty w książce za sprawą komiksów i komentarzy stanowi odpowiednie dopełnienie do obszarów wyliczeń oraz argumentacji. Zdarzają się momenty nudniejsze, ciekawsze, a czasem przytłaczające. Ten ostatni stan powodowały u mnie fragmenty, w których pojawiała się zbyt duża ilość obrazków, jako merytorycznych wyjaśnień. Uważam, że Randallowi Monroe należy się uznanie oraz szacunek, za to, jak przygotował się do każdego postawionego problemu - o wiele łatwiej jest zadać pytanie, niż na nie odpowiedzieć.


Autor: Mateusz Chlebny

Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka

Wszyscy zastanawiają się, jak skutecznie działać i kierować ludźmi w tych skomplikowanych i trudnych czasach? Robert B. Cialdini w swojej książce pt. „Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka” odpowiada na to pytanie z niezwykłą łatwością.  Tej światowej sławy profesor psychologii społecznej w  znakomity sposób łączy swoją ogromną wiedzę z narracją.  Dociera do ludzi i daje im odpowiedź na szereg nurtujących ich  pytań, jednocześnie podając przykłady z życia wzięte. Swoje refleksje na temat szeroko pojętej manipulacji zaczyna od tego, jak skutecznie przekonać człowieka do zmiany decyzji, jak sprawić, aby dana zmiana faktycznie weszła w życie. Cialdini ukazuje różne narzędzia stosowane w psychologii społecznej, które warto jest stosować szczególnie wtedy, gdy dana osoba ma wyjątkowo trudny charakter bądź stoi przed trudnymi życiowymi wyborami czy problemami. Dzięki zastosowaniu odpowiednich technik, jak bronić się przed zmanipulowaniem, można pomóc drugiej osobie wyjść z sytuacji kryzysowych. Warto zwrócić uwagę, że adresatami książki profesora psychologii są  wykładowcy, nauczyciele, politycy, urzędnicy zajmujący się sprawowaniem władzy. W czasie panującej pandemii jest ona bardzo przydatna  - może pomóc każdemu z nas odnaleźć się w nowej sytuacji i lepiej poradzić sobie w dobie kryzysu.  Warto dodać, iż może wpłynąć na osoby, które podejmują trudne decyzje i być może, dzięki temu, uratować jakoś sprawę . 
Co jest ważne, to to, że autor opisuje w swojej książce „6 reguł Cialdinigo”, które są niezwykle przydatne zarówno w życiu codziennym, jak i zawodowym . Pierwsza z nich zwana regułą wzajemności, polega na tym, iż jeśli zrobimy coś dla kogoś, to możemy liczyć na rewanż i szczególnie jest to przydatne w sytuacji, gdy prosimy kogoś o pomoc. Druga z nich to reguła konsekwencji. Mówi ona o tym, że im więcej zaangażowania włożymy w osiągnięcie jakiegoś celu, tym  lepszy będzie upragniony efekt. Trzecia reguła to zasada społecznego dowodu słuszności - polega na tym, iż im więcej osób coś robi, tym zdaje się nam, iż to właśnie jest najbardziej odpowiednie . Na przykład, im więcej osób uprawia sport, tym wydaje się nam, że to właśnie jest najlepszy sposób na spędzanie wolnego czasu. Czwarta reguła mówi o zwykłej sympatii wobec  drugiego człowieka - jeśli kogoś lubimy, bardziej mamy ochotę właśnie z tą osoba współpracować lub jej w czymś pomóc. Piąta reguła to reguła autorytetu - po prostu łatwiej zaufamy i przekonamy się do racji osoby, która jest dla nas autorytetem. Szósta mówi o niedostępności, jeśli więcej pracy w coś włożymy i trudniej jest nam jest coś osiągnąć, to wydaje się nam, iż jest to jest lepsze od tego, gdyby nam to przyszło z łatwością. Tę „złotą szóstkę” zasad opracowanych przez Roberta Cialdiniego można wykorzystać w bardzo wielu aspektach naszego życia, zarówno w związku z poprawą  jakości naszej egzystencji,  jak i do zdobycia klientów, kontaktów czy czegoś, co pomoże nam w życiu zawodowym. Z pełną odpowiedzialnością mogę polecić tę lekturę wszystkim tym, którzy nie chcą być zmanipulowani czy to językowo, czy sytuacyjnie. 




Julita Kozłowska 
                                             

Psychologia i życie





„Psychologia i życie” Philipa G. Zimbardo jest przykładem świetnie napisanej publikacji popularnonaukowej, która – jak sam tytuł wskazuje – w równym stopniu mówi o psychologii jak i o życiu. Autorzy jednak czują się w powinności uprzedzenia, iż jest to książka traktująca o życiu człowieka głównie z perspektywy psychologii społecznej. Zimbardo mimo swej kontrowersyjnej postaci potrafi ukazać przed odbiorcą piękno psychologii na wielu jej płaszczyznach. Książka w przystępny sposób przedstawia różne dziedziny tej nauki, a Zimbardo jako genialny psycholog i znakomity pisarz udowadnia, jak wiele mamy z nią wspólnego.  Książka ta jest znakomitym wstępem teoretyczno-praktycznym zarówno dla studentów psychologii, do których jest skierowana, ale także dla każdej osoby zainteresowanej tą dziedziną nauki. Dzięki pozornie absurdalnym tytułom rozdziałów autor zachęca do dalszej lektury, a także udowadnia, że pewne czynniki psychologiczne tylko na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego.  

Książka zwraca szczególną uwagę na podstawowe dylematy współczesnej psychologii. Autorzy podkreślają, iż psychologię od innych dziedzin nauki różni fakt, że wszelkie badania opierać się mogą wyłącznie na prawdopodobieństwie. Zimbardo porównując psychologię z fizyką pokazuje, że żadne zjawisko nie jest  w niej pewne, przez co przez wiele lat uważana była za naukę drugorzędną, mniej ważną.

Lektura ta ma na celu przedstawienie psychologii jako nauki, której zadaniem jest rozwiązywanie ludzkich problemów, nie zaś zbieranie wszelakich faktów i snucie z nich prostych uogólnień. Jak podkreśla sam autor – ze względu na różnorodność poruszanych zagadnień czytelnik może odnieść wrażenie, iż odnoszą się one głównie do problemów społeczeństwa amerykańskiego. Należy się zatem zastanowić czy polski czytelnik mógłby rozwiązywać poruszane przez autora problemy w zaproponowany przez niego sposób.

Publikacja ta jest przeznaczona do osób, które chciałyby się dowiedzieć, dlaczego człowiek w określonych sytuacjach zachowuje się tak, a nie inaczej. Zimbardo przedstawiając poszczególne przypadki osób, dopatruje się odpowiedzi na to złożone pytanie zarówno w uwarunkowaniach biologicznych jak i środowiskowych. Książka daje czytelnikowi do zrozumienia, że każdy człowiek dzięki swej odrębności, jest wyjątkowy, a psychologia badając zachowania jakże różnych od siebie jednostek, jest nauką, która jak żadna inna zasługuje na naszą uwagę.



Philip G. Zimbardo, Psychologia i życie, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2002


Magda Żukowska


Bohater o tysiącu twarzy


Każdy z nas zna chociaż jeden mit lub przypowieść religijną - z opowiadań rodziców, lekcji religii czy zajęć z języka polskiego, gdzie omawia się “Iliadę” Homera, “Króla Edypa” Sofoklesa czy “Mitologię” Parandowskiego. Jeśli dokładniej przypatrzymy się wszystkim opowieściom wyjaśniających stworzenie świata zauważymy, że wiele z nich ma wspólny element. Choć mogłoby to wydawać się oczywiste, uświadomiłam sobie ten fakt dopiero po zapoznaniu się z dziełem Campbella.

Joseph Campbell, amerykański profesor literatury, całe swoje życie poświęcił badaniom w zakresie antropologii kulturowej, koncentrując się na mitologii porównawczej. Zwieńczeniem jego obserwacji i analizy było między innymi dzieło “Bohatera o tysiącu twarzy”, w którym udowadnia, że każdy z nas miał do czynienia z pewnym schematem, który ma swoje odzwierciedlenie nie tylko w najstarszych opowieściach.

Autor zabiera czytelnika w podróż po czasie, przedstawiając proste przykłady z mitologii, religii oraz folkloru, które, mimo pewnych różnic wynikających z położenia geograficznego, wykazują wiele wspólnych, uniwersalnych cech. Zdaniem Campbella, podobieństwem wielu opowiadań jest monomit, czyli wędrówka bohatera. Zapoczątkowana jest Wezwaniem do wyprawy, gdzie następnie bohater musi stawić czoła swoim słabościom w Drodze prób, by dalej mógł sięgnąć po Ostateczna nagrodę. Jeśli podoła wyzwaniu i odnajdzie siebie samego, może wykorzystać swój dar i zostać Mistrzem dwóch światów bądź wrócić do miejsca, z którego wyruszył. Nie każda wędrówka zawiera w sobie wszystkie wymienione etapy, mimo wszystko jednak bazuje na tym samym schemacie - w uproszczonej wersji składającego się z Oddzielenia, Inicjacji i Powrotu. Brzmi znajomo, prawda? 

Nie tylko Budda, Mojżesz, Odyseusz, czy Jezus Chrystus. “Bohater o tysiącu twarzy” stanowi często źródło inspiracji w tworzeniu scenariuszy filmowych i książek. Znanym przykładem odwzorowania campbellowskiego monomitu jest saga Gwiezdnych Wojen, a przede wszystkim pierwsze, pod względem chronologii, trzy części. Schemat ten cieszy się popularnością również w dziełach fantasy - wędrówkę bohatera możemy dostrzec między innymi w “Hobbicie” J. R. R. Tolkiena oraz serii powieści o Harrym Potterze autorstwa J. K. Rowling.

Warto również wspomnieć o aspekcie psychologicznym wykorzystanym w książce. Autor w ciekawy sposób tłumaczy ideę monomitu na podstawie prac Carla Junga, mianowicie teorii nieświadomości kolektywnej. Psychiatra bowiem twierdził, że wszyscy ludzie tworzą nieświadomie ten sam archetyp bohatera, występujący w snach i opowiadaniach, dzięki czemu łatwiej jest nam zrozumieć istotę używanego schematu. 

Jeśli chodzi o formę, Campbell nie używa wyszukanego słownictwa, co w zestawieniu z powszechnie znanymi przykładami z opowiadań sprawia, że książka jest przyjemna w odbiorze. “Bohater o tysiącu twarzy” znakomicie wydobywa esencję ze wszystkich wierzeń ludzkości, przedstawiając nam trzon współistniejący nie tylko w opowiadaniach, ale i w wielu filmach oraz książkach współczesnych. 



Joseph Campbell, Bohater o tysiącu twarzy, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1997.



Wiktoria Kozłowska

Paradoks czasu

Jak działa czas, i jak rozwinąć idealną dla siebie perspektywę czasu.



Zmiana jest prawem życia. A ci, którzy zwracają się jedynie ku teraźniejszości lub przeszłości, z pewnością przegapią przyszłość. John F. Kennedy

Ludzie w każdym etapie naszej cywilizacji żyli w swoich czasach i swoim czasem. Zarówno  Tag, dwudziestojednoletni przedstawiciel klanowej starszyzny, żyjący 150 tys. lat przed nami, jak i Abdul, potomek Taga, żyjący około 2500 lat temu i Edward, potomek Abdula żyjący około 150 lat temu, w Anglii. Każdy z tych przedstawicieli naszej cywilizacji żył swoim własnym czasem. Tag żył teraźniejszością, polował by wyżywić swoją rodzinę, nie myślał o przyszłości. Abdul był egipskim szewcem, który musiał wystawić posag córce, typowo nastawiony na perspektywę przyszłościową. Ostatni Edward, 35 letni szewc, który z powodu problemów finansowych musiał zamknąć swój rodzinny interes i przeprowadzić się do większego miasta, w celu zatrudnienia w fabryce wykonującą masowo buty. Edward typowo nastawiony na perspektywę przeszłościową, wspominał dobre czasy gdy zarabiał w zależności od jakości wykonanego produktu, a nie od godzin wypracowanych. Każdy
z tych przedstawicieli reprezentują inną perspektywę czasową, które Philip G. Zimbardo i John Boyd
opisują i przedstawiają dla poszczególnych perspektyw cechy.

Twórcy książki wykorzystują 6 perspektyw postrzegania czasu: przeszłościowo-negatywna,  przeszłościowo-pozytywna, teraźniejsza fatalistyczna, teraźniejsza hedonistyczna, przyszła,  przyszła transcendentalna. wyjaśniają jacy ludzie są w danej grupie oraz jakie cechy odpowiadają im. Wykorzystują obszary miłości, szczęścia, biznesu, polityki, do określenia reakcji i zachowań w sytuacji danego obszaru.

Przed rozpoczęciem czytania książki, autorzy proszą o wypełnienie testów,  kwestionariusza postrzegania czasu Zimbardo (KPCZ) oraz kwestionariusza postrzegania czasu przyszłego transcendentalnego (KPCPT), mające na celu pokazanie w której z tych grup się znajdujemy. czy patrzymy przeszłość pozytywnie ,negatywnie, żyjemy chwilą, czy przemyślamy skrupulatnie każdy następny krok, myśląc o swojej przyszłości.

Pierwszy paradoks czasu, "choć twoja perspektywa postrzegania czasu głęboko oddziałuje na twój świat i życie, rzadko kiedy zdajesz sobie z tego sprawę".

Gdy rozpocząłem lekturę, jedyne co było mi wiadomo, to że książka jest o tematyce psychologicznej oraz że autorzy skupiają się na analizie czasu. Po przeczytaniu pierwszego rozdziału uświadomiłem sobie że jest to bardziej pewnego rodzaju poradnik, który przytacza historie z życia autorów bądź innych ludzi z danych  grup perspektyw. Opisy sytuacji mają wymusić na naszej osobie zmiany postrzegania czasu i planowania swoich obowiązków. W niektórych momentach ze zwyczajnych historii, książka przemienia się w spis wyników badań oraz statystyk, przedstawiających np. zależność religii do sposobu postrzegania świata.

Rozdziały •  Stań się bardziej zorientowany na teraźniejszość •  Stań się bardziej zorientowany na pozytywną przeszłość •  Przyjmij swoją nową, zrównoważoną perspektywę postrzegania czasu, opisywały zasady jakie osoba musi przyjąć w celu zmienienia swojej perspektywy. Typu "by zwiększyć swoją orientację na przyszłość: Unikaj alkoholu, Uczyń z czyszczenia zębów nitką swój codzienny rytuał, odwiedź stronę Zegara Śmierci" itd.

Książka w niektórych momentach mogła w odczuciach wydawać się nudna, przeciągana. Mimo tych mniej interesujących momentów, przekazuję niesamowitą wiedzę, którą każdy z nas może wprowadzić w nasze życie, dzięki poradom i przypisom. Dzięki historiom opisanym w niej możemy odnajdywać samego/ą siebie, w zachowaniach bahaterów historii. Kolejnym czynnikiem pozytywnym, były wcześniej opisywane testy KPCZ i KPCPT, dzięki którym widzimy w której perspektywie czasu się znajdujemy w największym procencie. Wiemy z jakiego punktu wychodzimy i jaki cel chcemy osiągnąć. Książka pomogla mi w utworzeniu planu oraz przedstawieniu sobie celów do realizacji.

Książkę "Paradoks czasu",  polecam każdemu, kto dostrzega u siebie problem z organizacją czasu, bądź z przestawieniem się z jednej perspektywy na drugą, albo po prostu jest zainteresowany poznaniem świata psychologii czasu.

Philip G. Zimbardo & John Boyd, The New Psychology of time that can change your life, Warszawa, 2, 2019

Autor: Christian Pulawski


"Teoria wszystkiego, czyli krótka historia wszechświata"




Kim był Stephen Hawking? Wydaje mi się, że większość z nas zna go jako naukowca, który pomimo swojej niepełnosprawności czynnie uczestniczył w życiu naukowym i społecznym. Brytyjski astrofizyk, kosmolog i fizyk teoretyczny. W ciągu trwania jego 40 letniej kariery naukowej zdobył niezliczoną liczbę wyróżnień naukowych i orderów. Niepełnosprawność nie przeszkodziła mu w postawieniu sobie celu popularyzacji nauki za pomocą literatury. Z tej inicjatywy narodziła się cała seria książek o tematyce naukowej przeznaczonej dla przeciętnego zjadacza chleba, który chociaż w małym stopniu wykazuje chęć pogłębienia swojej wiedzy na tematy otaczającego nas świata.

Jedną z pozycji dorobku autora jest właśnie recenzowana przeze mnie książka “Teoria wszystkiego, czyli krótka historia wszechświata”. 144 strony tekstu sprawiają, że zaliczyłbym ją do kategorii tych krótszych, niż dłuższych publikacji. Wydaje mi się, że większość tytułów Hawkinga oscyluje w granicach 150-250 stron, a przynajmniej te, które miałem w swoich rękach. Zatem cała wiedza, która została przekazana, została skoncentrowana w małej pigułce. Sądzę, że krótka forma jest przez autora zamierzona i ma na celu zachęcenie czytelnika po sięgnięcie do tej i innych jego książek.

Książka składa się z siedmiu rozdziałów. Każdy z rozdziałów, opisuje siedem różnych zjawisk fizycznych. Każdy rozdział jest osobną częścią, która złożona w całość wyjaśnia konstrukcję wszechświata. Sam tytuł wiele zdradza o jego tematyce. Hawking, jako wykładowca na jednym z najlepszych uniwersytetów na świecie ma dar do przekazywania wiedzy, co udowodnił również w tej książce. Od wielkiego wybuchu po czarne dziury, w których sam autor się specjalizował. Tłumaczy nam w jaki sposób działa świat i jego mechanizmy, przechodząc od najprostszych po te bardziej złożone. Autor w tej pracy omawia różne teorie, takie jak teoria względności, Wielki Wybuch, Czarna Dziura, teoria kwantowa, grawitacja kwantowa i teoria strun, aby w końcu zaproponować „jednolitą teorię”, która pewnego dnia połączy wszystkie te teorie razem i wyjaśni nam istnienie Wszechświata. W książce znajdziemy również zagadnienia takie jak promieniowanie czarnej dziury, strzałki czasu i kwantowa teoria grawitacji. Pojęcia te mogą wydawać się skomplikowane jednak autor wyjaśnia je w prosty sposób, a przede wszystkim wzbudza zainteresowanie czytelnika. Jest przy tym przejrzysty i podaje powody zaprzeczające niektórym teoriom.

Lektura skłania do przemyśleń i do zadawania sobie pytań, na które odpowiedź może czekać w tej lub w innej książce z tej serii. Jednak sam autor nie odpowiada na wszystkie hipotezy, które sobie postawił, ponieważ jak sam twierdzi, na niektóre pytania nie można w tym momencie odpowiedzieć. Skłania tym samym do refleksji i samodzielnego stawiania hipotez. Sama lektura wydaje się być pisana dla czytelnika w każdym wieku. Zainteresuje młodego, ciekawego świata odbiorcę, a starszy i bardziej doświadczony na pewno nie straci zainteresowania w trakcie jej czytania.

Nie jest to pierwsza książka Stephena Hawkinga którą przeczytałem i mogę szczerze stwierdzić, że z pewnością nie odstaje od pozostałych z tej serii. Nie jest również ostatnią przeczytaną przeze mnie książką tego autora. Mogę śmiało stwierdzić, że już po pierwszym tytule stałem się jego fanem. Potwierdza to niewątpliwie zasłużony fenomen twórczości Hawkinga i jego wkładu do popularyzacji nauki wśród społeczeństwa.

Autor: Grzegorz Aftyka

Ten okrutny wiek


Bogusław Wołoszański - propagator historii, pomysłodawca programu “Sensacje XX wieku”, oraz autor książek o podobnej tematyce. Czynnikiem wyjątkowym dla publikacji Wołoszańskiego jest niepodrabialny styl narracji; intrygujący, nadający nutę tajemniczości, tak osobliwy dla prozy wręcz sensacyjnej. Pozycja “Ten okrutny wiek”, odnosząca się bezpośrednio do wydarzeń skupiających się głównie w państwach zachodnich i ZSRR, nie jest żadnym odstępstwem od charakterystycznej dla pisarza formy. Czytelnik jest stopniowo wprowadzany w intrygę zamachu na arcyksięcia, po czym wkracza w kulisy następstw, których finału, de facto, nigdy nie będzie (warto nadmienić, że książka kończy się na jednym z ostatnich aktów zimnej wojny). Tak nieszablonowy sposób opowiadania historii ma niewątpliwie atrakcyjny, zgoła odmienny od stereotypowej szkolnej lekcji charakter. Niestety trzeba mieć świadomość o powszechności takiego wyobrażenia, gdzie dominuje bezpłciowa data bitwy i towarzysząca jej statyczna mapa. Oczywiście znajomość “suchych faktów” jest niezbędna do zrozumienia bogato opisanych niuansów, co sprawia, że nie jest to książka, którą można traktować jako podręcznik, lecz wstęp do dogłębnego zapoznania się z historią XX wieku. Będąc prologiem do tajemnic skrywanych, a wręcz nierozwiązanych, między innymi zabójstwa J. F. Kennedy'ego. Niestety za atrakcyjnością idzie też wada. Gdy autor podejmuje tak wrażliwą tematykę jak zamach na prezydenta Stanów Zjednoczonych, jednym z potencjalnych źródeł informacji są archiwa. W idealnej sytuacji, historyk po godzinach pracy otrzymuje materiał, którym w znaczącym stopniu zapewni merytoryczny aspekt pracy. Realnie pisarz podejmując tak delikatny wątek musi lawirować między przekłamaniami, cenzuą, w skrajnych przypadkach bariery pełnego utajnienia. Dlatego czytelnik musi mieć świadomość o interpretacji niedopowiedzianych faktów przez pana Wołoszańskiego, szczególnie gdy dywaguje nad motywacjami stojącymi za strzelcem z Dallas. Treść jest niewątpliwe najmocniejszą stroną “Okrutnego wieku”, trudno w niej uświadczyć momentów słabszych, a odbiór jest porównywalny z tekstem literackim. Wskutek zastosowania takich zabiegów, czytelnik nie ma wrażenia czytania oddzielnych, pustych historii, lecz spójnej całości, gdzie poprzedzające lata mają bezpośredni wpływ na późniejsze okoliczności. Wraz z prozą idzie też warstwa graficzna, zdjęcia są we właściwy sposób dobrane, uzupełniając tym samym opisane wydarzenia, dając tym kolejny argument wyobraźni. Kolejnym atutem jest sposób zastosowania przypisów i ich rozbudowana forma, dzięki czemu, notki biograficzne nie ingerują bezpośrednio w wątek, tym samym nie zaburzają jego narracji. Mimo wyżej wymienionych zalet mam, pewne “ale” do samego wydawnictwa. Miękka okładka jest kwestią subiektywną i potrzebą chwili, lecz nierówne marginesy, szczególnie węższy wewnętrzny, są problematyczne podczas lektury; im dalej od środka książki, tym skrajnie ułożony tekst jest bardziej zakrzywiony, bezpośrednio rzecz ujmując, mniej czytelny. Niemniej jednak, jest to łyżka dziegciu w beczce miodu. Polecam każdemu zapoznanie się z tą pozycją, jak i całą twórczością pana Wołoszańskiego, a szczególnie tym, co zaczynają swoją przygodę z historią XX wieku.


Stanisław Doda

wtorek, 7 kwietnia 2020

Krótka Historia Czasu


Od wielkiego wybuchu do czarnych dziur






Czy świat ma swój początek i koniec? Czemu pamiętamy przeszłość, a nie przyszłość? Dlaczego świat się nieprzestannie rozszerza? Czy to prawda, że z każdym dniem dążymy do coraz większego chaosu? To są jedynie nieliczne pytania, które możemy sobie zadać podczas podróży z tą książką. Sam Autor, od samego początku swoich rozważań, podjętych w tej publikacji, spróbuje się z nimi zmierzyć. Jednakże po dziś dzień, nie na wszystkie z nich znamy odpowiedź. Dalsze rozważania na temat problemów przedstawionych w treści opiszę w kolejnych akapitach. Tymczasem przejdę budowy i formy lektury.

Dzieło to jest zbudowane z jedenastu rozdziałów, stosunkowo równomiernie rozłożonych stronnicowo. Pierwszy rozdział poprzedza „wprowadzenie” do ogólnie poruszanej tematyki oraz „podziękowania” Autora, wszystkim tym którzy mieli jakikolwiek wpływ na napisanie tego utworu. W tym nawet zespołowi pielęgniarek opiekującym się chorym na ALS (stwardnienie zanikowe boczne) Hawkingiem. Książkę wieńczy zakończenie, podsumowujące całą treść, którą czytelnik powinien przyswoić w trakcie czytania ale również nie zabrakło w nim wielu pytań, w tym retorycznych, które nakłaniają do jeszcze głębszej refleksji. Jeśli chodzi dalej o budowę, to nie można również zapomnieć o bardzo mocnym atucie tej księgi, czyli słowniku, indeksie i notach biograficznych przedstawianych w niej sławnych fizyków z których pojęciami mamy do czynienia w treści. Wspomniane wyżej elementy są bardzo istotne, ponieważ jak za pewno udowodnię w tej recenzji, książka ta, nie jest dla wszystkich, tym bardziej nie dla laików.

Czas poświęcony na przyswojenie coraz to kolejnego rozdziału ma tendencje wzrostową. Czym jest to spowodowane? Nazwałbym to „progresywnym” przyswajaniem tekstu. Swoją przygodę czytelniczą, zaczynamy dowiadując się, w niektórych przypadkach (osoby bardziej obyte z podstawową teorią klasyczną), odświeżając sobie fundamentalne prawa rządzące tym światem. Im dalej zaznajamiamy się z treścią, tym więcej podawanych jest nam teorii, twierdzeń, praw, założeń, schematów, hipotez, które są niezbędne, wręcz wymagane od czytelnika, do przyswojenia kolejnych rozdziałów. Następujące po sobie sekcje książki (jednakże nie wszystkie) bazują na wiedzy pozyskanej z wcześniejszych. Te które nie wymagają tego, po prostu przedstawiają nowe zagadnienia. Dlatego w akapicie powyżej, tak podkreśliłem znaczenie słownika i indeksu, które stanowią integralną całość publikacji.

Bardzo kontrowersyjną częścią tej książki i nie można powiedzieć, że nieznaczną, jest wręcz cyniczne stanowisko Autora względem prawdziwych autorytetów, w tym: swoich kolegów, wybitnych fizyków (Linde, Penrose …); znanych filozofów L. Wittgenstein (znany też jako „ojciec chrzestny” neopozytywizmu); czy też samej postaci Stwórcy, Boga. Nie można jednak obiektywnie stwierdzić czy działa to na plus, czy na minus dla książki, można jednak dzięki temu opracować swój własny obraz Hawkinga jako osoby. Nie naukowca, którym niepodważalnie był wybitnym.

Byłoby wielce gołosłownym pozostawić powyższy akapit mówiący o cynizmie, nie powołując się na treść „bestselleru”, jakim jest opisywana pozycja. Jeśli chodzi o podejście fizyka do innych naukowców, warto wspomnieć jego słowa w których mówi on, że wiele nagród Nobla zostało rozdanych za rzeczy oczywiste. Czy też podejście do słów „Jedynym zadaniem jakie pozostało filozofii, jest analiza języka”, Wittgensteina, które skwitował, że „jest to upadek w porównaniu z wielką tradycją filozofii poczynając od Arystotelesa, aż po Kanta”. Po przeczytaniu książki wydaje się jednak, że największe zatargi, miał on z nauczaniem kościoła, oraz z teorią przedstawiającą Boga jako Stwórcę. Wielokrotnie w treści podkreślane są wyższości dowiedzionych twierdzeń naukowych nad twierdzeniami teologicznymi, które z każdym następnym twierdzeniem ograniczają, uznane przez kościół mocy stwórcy, do tego stopnia, że samemu Protoplaście można przypisać jedynie stworzenie praw, którymi się wszechświat obecnie posługuję (czy mamy tu do czynienia z deizmem potwierdzonym naukowo?).

Niektórzy mogliby zarzucić  tej książce, że jako pozycja popularnonaukowa powinna być ona okraszona szczegółowymi twierdzeniami matematycznymi, wzorami, jednakże żadne z nich nie występują. Jedynym elementem obrazującym co poniektóre zagadnienia są schematyczne rysunki, które są wielkim atutem, ponieważ w zrozumiały sposób przedstawiają opisywane zjawiska. Jeśli już mówimy o walorach przedstawiających, czysto naukowe teorie to warto wspomnieć o parafrazach Autora. „Widzimy świat taki, jaki jest, ponieważ istniejemy”. Tak zwana zasada antropiczna w jednym zdaniu. Proste? Owszem. Niemniej jednak nie jest już tak prosto i „zrozumiale” kiedy trzeba przedstawić teorię strun, inflacyjną teorię w kosmologii, zasady działania entropii we wszechświecie. Z podstawową wiedzą i bez innych źródeł rozumiemy tylko ułamek wiedzy, którą skrywa ta pozycja.

Można uznać, że motorem napędowym Autora do odkrywania coraz to nowszych prawd o otaczającym nas świecie jest walka o autorytet, oraz tak jak prawdopodobnie załamana była czasoprzestrzeń tak samo chęć Hawkinga do złamania sfery sacrum. Zredefiniowanie celu nauki na „odkrycie praw, które umożliwiają nam przewidywanie zjawisk w granicach dokładności wyznaczonych przez zasadę nieoznaczoności”, jak widać nie jest wystarczalne. Fizyk za „ostateczny tryumf inteligencji” uznaje odpowiedź na pytanie „dlaczego wszechświat i my istniejemy?”, ponieważ będzie to równoznaczne z poznaniem myśli Boga.

Ostatnim elementem mojej wypowiedzi odnoszącym się stricte do warstwy redakcyjno-wydawniczej jest zaniedbanie pod względem zasad poprawnej pisowni występującej w tej książce. O ile mogę powiedzieć, że początek książki nie budzi żadnych podejrzeń, to ostatnie rozdziały owszem. Rozdział prawiący o entropii oraz jej „nie uporządkowany” charakter aż razi!

Stephen Hawking, Krótka Historia Czasu. Od wielkiego wybuchu do czarnych dziur, Zysk i S-ka, Poznań 2015

Autor: Mateusz Kozłowski

Anitisocial media





Po wyborach prezydenckich w USA w 2016 r., zaczęły powstawać liczne artykuły dotyczące nieprzejrzystej formy przeprowadzenia kampanii przez sztab wyborczy Donalda Trumpa. Pojawiły się również teorie o wpływie Kremla na wyniki wyborów. Obie te sytuacje łączył Facebook, o którym zaczęło być bardzo głośno w mediach. O całej sytuacji, jak również o innych przypadkach szemranych praktyk Facebooka opowiada Siva Vaidhyanathan w swojej książce „Antisocial Media”.

Głównym zagrożeniem ze strony Facebooka, o którym mówi Vaidhyanathan, jest wypaczenie demokracji. Autor w uogólnieniu opisuje działanie algorytmów Facebooka, wyjaśnia jakiego rodzaju treści są na platformie promowane, oraz które mają szansę przyciągnąć największą publikę. Wyjaśnia czemu nadużywanie takiego systemu może mieć zgubne skutki dla społeczeństwa. Antisocial Media przedstawia również skróconą wersję historii Facebooka, starając się pokazać ewolucje serwisu, oraz idei jego założyciela – Marka Zuckerberga – oraz na ile jego zapewnienia i wypowiedzi pokrywały się z działalnością serwisu.

Gdyby zamiast książki, Vaidhyanathan opublikował serię artykułów, nie miałbym większych zastrzeżeń do treści. Muszę nadmienić, że jeśli czytelnik interesował się wcześniej Facebookiem i jego działaniem, zawartość pierwszych rozdziałów będzie raczej przypomnieniem informacji niż odkrywaniem nowych. Nie zmienia to faktu, że są one napisane w interesujący sposób i dobrze się je czyta. Niestety, mam wrażenie, że autor zapomina czasami, że pojedyncze rozdziały powinny stanowić całość. Dwa z nich w szczególności nie pasowały mi do pozostałych. Postaram się je pokrótce opisać.

W pierwszym, autor opowiada o Arabskiej Wiośnie. Podaje opis przygotowań do i skutków rewolucji 25 lipca w Egipcie. Rozdział ten traktuje o rodzaju aktywności, która jest premiowana na Facebooku, czyli takiej, która wywołuje emocje, generuje reakcje, oraz nawołuje do działania. Autor ma tutaj dwa zastrzeżenia: po pierwsze, Facebook i inne media społecznościowe miały o wiele mniejszy wpływ niż im się przypisuje, na organizację ludzi i rozwój wydarzeń w krajach arabskich; po drugie, działania te były chwilowe, nie doprowadziły do zainicjowania dalszych działań.

Zupełnie nie rozumiem tych zarzutów w stronę Facebooka. Wpływ mediów społecznościowych został błędnie określony przez jednego z działaczy na rzecz Egiptu Waela Ghonina. Jego wypowiedź, rozpowszechniona w prasie, chwaliła narzędzia i możliwości dostarczone przez Facebooka. Głupotą ze strony firmy byłoby dementować te informacje, tym bardziej, że platforma faktycznie była wykorzystywana przez egipskich rewolucjonistów i ich popleczników. Mam również wrażenie, że Vaidhyanathan ma wyolbrzymione oczekiwania wobec Facebooka. Nigdy nie miało być to narzędzie wspomagające mozolne zmiany polityczne w państwie. Tak więc wszelkie zarzuty, dotyczące krótkiego działania „facebookowej pomocy”, o ile prawdziwe, nie mają większego sensu. Mark Zuckerberg nie może pisać programów politycznych. Czy jednak w tym nie pomaga?

Najciekawszą częścią książki stanowią dwa ostatnie rozdziały – o wyborach w USA, oraz o skutkach programu „Free basics” (znaną wcześniej jako „Internet.org”). Autor zwraca uwagę na zastraszającą ilość danych, którymi dysponuje o nas Facebook. Pomimo, że „Facebook wie o nas tyle, ile mu powiemy”, wydaje się, że wie więcej niż my sami. Vaidhyanathan wyjaśnia, że kampania Trumpa oraz ingerencja Rosjan bazowała wyłącznie na danych z Facebooka, udostępnionych przez narzędzie targetowania reklam. Współpracownicy Trumpa ani Rosjanie nie przeprowadzili inwigilacji na obywatelach USA – zrobili to oni sami, korzystając z portalu Zuckerberga. Najbardziej niebezpiecznymi elementem tych działań było: niepodawanie autora reklamowanej treści, targetowanie bardzo wąskich grup użytkowników i prezentowanie im wyselekcjonowanych postulatów, działania na rzecz zniechęcenia do głosowania potencjalnych wyborców Hillary Clinton.

Te działania, można uznać prawnie za nielegalne, ograniczyć w jakiś sposób korzystanie z facebooka w celach siania informacji (lub dezinformacji) politycznej. Co jednak, jeśli Facebook wchodzi we współpracę z samym rządem? Tak wygląda rzeczywistość chociażby na Filipinach, gdzie w 2016 roku Facebookiem posłużył się Rodrigo Duterte. Przez uruchomienie w 2015 programu Internet.org, obywatele Filipin otrzymali darmowy dostęp do kilku wybranych stron, między innymi Facebooka. Stał się on Internetem Filipińczyków. Duterte w 2016 roku prowadził swoją kampanię prezydencką głównie przez spersonalizowane reklamy na Facebooku. Obecnie, portal służy mu do siania propagandy, a wśród opozycji nawet terroru. Warto nadmienić, że wspomagają go pracownicy Facebooka, ucząc jak najefektywniej korzystać z dostarczanych przez nich narzędzi.

Książka Antisocial Media jest trudnym do oceny przypadkiem. W zupełności nie zgadzam się z opiniami czytelników, że jest „beznadziejna” albo „słaba”. Czytając tę pozycję od samego początku widać że narracja autora jest negatywna. Vaidhyanathan nie podaje też żadnych rozwiązań problemów, jakie zarzuca Facebookowi. Pomimo moich zastrzeżeń do tej publikacji, uważam że przedstawia wystarczająco argumentów za wprowadzeniem fundamentalnych zmian prawnych, które w jakiś sposób ograniczałyby działalność Zuckerberga. Przez swój negatywny wydźwięk, książka może początkowo odrzucić, ale uważam, że każdy kto korzysta z Facebooka powinien chociaż spróbować j ją przeczytać, w celu lepszego zrozumienia mechanizmów usługi i działań firmy nią zarządzającą.

Autor: Filip Emanuel


poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Śmierć zwierzęcia


Zwierzęta są stworzeniami, które otaczają człowieka z każdej strony. Jedni je kochają, drudzy wręcz przeciwnie. Główną wadą istot żyjących jest umieranie. Jak ludzie reagują na śmierć zwierząt? Jest to czysto indywidualna kwestia każdego człowieka, która zależna jest od jego czynników wewnętrznych. Czy śmierć każdego zwierzęcia porusza człowieka tak samo? Nie, człowiek umiłował sobie gatunki zwierząt, których śmiercią się przejmuje, reszta jest mu obojętna. Może wynikać to z kwestii przywiązania, światopoglądu, bądź niewystarczającą wiedzą.

Książka “Śmierć zwierzęcia” pod redakcją Marzeny Kotyczki jest zbiorem artykułów naukowych, których autorzy deliberują nad relacją człowiek - zwierzę. Relacje te ukazane są z perspektywy posthumanizmu. Autorzy przyglądają się problemowi uśmiercania zwierząt przez człowieka oraz “oswajania śmierci”.

Dla wielu czytelników książka może okazać się brutalna. Śmierć charakteryzowana jest w niej w sposób, który może okazać się ciężki do zrozumienia dużej liczbie osób. Na co dzień w życiu ludzkim, śmierć ma charakter patetyczny, ciężki do przyswojenia. Autorzy kreują obraz śmierci, która jest czynnikiem naturalnym. Owszem, jest to naturalna kolej rzeczy. ale z uwagi na uczucia, człowiek odbiera ją jako tragedię.

Bardzo dobrą cechą niemalże wszystkich artykułów zawartych w książce jest brutalna szczerość, nazywanie rzeczy po imieniu. Brak tu gloryfikacji poszczególnych zachowań ludzkich wobec zwierząt oraz samych zwierząt. Człowiek stanowi dominację nad zwierzęciem, jest bytem wyższym, ważniejszym. Artykuły są zróżnicowane tematycznie, ale mają jedną cechę wspólną - śmierć. Ubój zwierząt, w tym relacje byłego myśliwego niosą za sobą jeden główny wniosek - po prostu śmierć.

Umniejszać tej książce może jedynie odrzucenie uczuć, emocji w deliberacji nad zjawiskiem śmierci. Nie jest wzięty pod uwagę fakt, że potencjalny czytelnik, szczególnie ten darzący sympatią zwierzęta, może czuć się momentami zgorszony, co zmniejsza pole odbiorców książki.

Uważam, że książka “Śmierć zwierzęcia” jest pozycją godną uwagi. Filozoficzny punkt widzenia pozwoli czytelnikowi zrozumieć pojęcie śmierci w nieco inny sposób. Jednakże niektóre informacje należy traktować z przymrużeniem oka.

Autor: Paweł Stasiak