Od wielkiego wybuchu do czarnych dziur
Czy świat ma swój początek i
koniec? Czemu pamiętamy przeszłość, a nie przyszłość? Dlaczego świat się
nieprzestannie rozszerza? Czy to prawda, że z każdym dniem dążymy do coraz
większego chaosu? To są jedynie nieliczne pytania, które możemy sobie zadać
podczas podróży z tą książką. Sam Autor, od samego początku swoich rozważań, podjętych
w tej publikacji, spróbuje się z nimi zmierzyć. Jednakże po dziś dzień, nie na
wszystkie z nich znamy odpowiedź. Dalsze rozważania na temat problemów
przedstawionych w treści opiszę w kolejnych akapitach. Tymczasem przejdę budowy
i formy lektury.
Dzieło to jest zbudowane z jedenastu
rozdziałów, stosunkowo równomiernie rozłożonych stronnicowo. Pierwszy rozdział
poprzedza „wprowadzenie” do ogólnie poruszanej tematyki oraz „podziękowania” Autora,
wszystkim tym którzy mieli jakikolwiek wpływ na napisanie tego utworu. W tym
nawet zespołowi pielęgniarek opiekującym się chorym na ALS (stwardnienie zanikowe
boczne) Hawkingiem. Książkę wieńczy zakończenie, podsumowujące całą treść,
którą czytelnik powinien przyswoić w trakcie czytania ale również nie zabrakło w
nim wielu pytań, w tym retorycznych, które nakłaniają do jeszcze głębszej refleksji.
Jeśli chodzi dalej o budowę, to nie można również zapomnieć o bardzo mocnym
atucie tej księgi, czyli słowniku, indeksie i notach biograficznych
przedstawianych w niej sławnych fizyków z których pojęciami mamy do czynienia w
treści. Wspomniane wyżej elementy są bardzo istotne, ponieważ jak za pewno
udowodnię w tej recenzji, książka ta, nie jest dla wszystkich, tym bardziej nie
dla laików.
Czas poświęcony na przyswojenie coraz
to kolejnego rozdziału ma tendencje wzrostową. Czym jest to spowodowane?
Nazwałbym to „progresywnym” przyswajaniem tekstu. Swoją przygodę czytelniczą, zaczynamy
dowiadując się, w niektórych przypadkach (osoby bardziej obyte z podstawową
teorią klasyczną), odświeżając sobie fundamentalne prawa rządzące tym światem. Im
dalej zaznajamiamy się z treścią, tym więcej podawanych jest nam teorii, twierdzeń,
praw, założeń, schematów, hipotez, które są niezbędne, wręcz wymagane od
czytelnika, do przyswojenia kolejnych rozdziałów. Następujące po sobie sekcje
książki (jednakże nie wszystkie) bazują na wiedzy pozyskanej z wcześniejszych.
Te które nie wymagają tego, po prostu przedstawiają nowe zagadnienia. Dlatego w
akapicie powyżej, tak podkreśliłem znaczenie słownika i indeksu, które stanowią
integralną całość publikacji.
Bardzo kontrowersyjną częścią tej
książki i nie można powiedzieć, że nieznaczną, jest wręcz cyniczne stanowisko
Autora względem prawdziwych autorytetów, w tym: swoich kolegów, wybitnych fizyków
(Linde, Penrose …); znanych filozofów L. Wittgenstein (znany też jako „ojciec
chrzestny” neopozytywizmu); czy też samej postaci Stwórcy, Boga. Nie można
jednak obiektywnie stwierdzić czy działa to na plus, czy na minus dla książki,
można jednak dzięki temu opracować swój własny obraz Hawkinga jako osoby. Nie
naukowca, którym niepodważalnie był wybitnym.
Byłoby wielce gołosłownym
pozostawić powyższy akapit mówiący o cynizmie, nie powołując się na treść „bestselleru”,
jakim jest opisywana pozycja. Jeśli chodzi o podejście fizyka do innych
naukowców, warto wspomnieć jego słowa w których mówi on, że wiele nagród Nobla
zostało rozdanych za rzeczy oczywiste. Czy też podejście do słów „Jedynym
zadaniem jakie pozostało filozofii, jest analiza języka”, Wittgensteina, które
skwitował, że „jest to upadek w porównaniu z wielką tradycją filozofii
poczynając od Arystotelesa, aż po Kanta”. Po przeczytaniu książki wydaje się
jednak, że największe zatargi, miał on z nauczaniem kościoła, oraz z teorią
przedstawiającą Boga jako Stwórcę. Wielokrotnie w treści podkreślane są wyższości
dowiedzionych twierdzeń naukowych nad twierdzeniami teologicznymi, które z
każdym następnym twierdzeniem ograniczają, uznane przez kościół mocy stwórcy,
do tego stopnia, że samemu Protoplaście można przypisać jedynie stworzenie praw,
którymi się wszechświat obecnie posługuję (czy mamy tu do czynienia z deizmem
potwierdzonym naukowo?).
Niektórzy mogliby zarzucić tej książce, że jako pozycja popularnonaukowa
powinna być ona okraszona szczegółowymi twierdzeniami matematycznymi, wzorami,
jednakże żadne z nich nie występują. Jedynym elementem obrazującym co poniektóre
zagadnienia są schematyczne rysunki, które są wielkim atutem, ponieważ w zrozumiały
sposób przedstawiają opisywane zjawiska. Jeśli już mówimy o walorach przedstawiających,
czysto naukowe teorie to warto wspomnieć o parafrazach Autora. „Widzimy świat
taki, jaki jest, ponieważ istniejemy”. Tak zwana zasada antropiczna w jednym
zdaniu. Proste? Owszem. Niemniej jednak nie jest już tak prosto i „zrozumiale” kiedy
trzeba przedstawić teorię strun, inflacyjną teorię w kosmologii, zasady działania
entropii we wszechświecie. Z podstawową wiedzą i bez innych źródeł rozumiemy
tylko ułamek wiedzy, którą skrywa ta pozycja.
Można uznać, że motorem napędowym
Autora do odkrywania coraz to nowszych prawd o otaczającym nas świecie jest
walka o autorytet, oraz tak jak prawdopodobnie załamana była czasoprzestrzeń
tak samo chęć Hawkinga do złamania sfery sacrum. Zredefiniowanie celu nauki na „odkrycie
praw, które umożliwiają nam przewidywanie zjawisk w granicach dokładności
wyznaczonych przez zasadę nieoznaczoności”, jak widać nie jest wystarczalne. Fizyk
za „ostateczny tryumf inteligencji” uznaje odpowiedź na pytanie „dlaczego
wszechświat i my istniejemy?”, ponieważ będzie to równoznaczne z poznaniem myśli
Boga.
Ostatnim elementem mojej
wypowiedzi odnoszącym się stricte do warstwy redakcyjno-wydawniczej jest zaniedbanie
pod względem zasad poprawnej pisowni występującej w tej książce. O ile mogę
powiedzieć, że początek książki nie budzi żadnych podejrzeń, to ostatnie rozdziały
owszem. Rozdział prawiący o entropii oraz jej „nie uporządkowany” charakter aż
razi!
Stephen Hawking, Krótka Historia Czasu. Od wielkiego wybuchu do czarnych dziur, Zysk i S-ka, Poznań 2015
Autor: Mateusz Kozłowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz